„282” albo „strefa” tak nazywamy tą wysepkę, w zależności od stanu wody ma kilkadziesiąt albo paręset metrów długości. Świetne miejsce na jedno – dwudniowe pikniki. Blisko, półtorej godziny od portu, jest tu już cicho i spokojnie, motorówki z Sandomierza raczej nie dopływają. Jest plaża i zarośla, i co ważne zawsze jest tu drewno na ognisko.
Któregoś razu zapłynąłem do „strefy” w pojedynkę, pogoda mi sprzyjała słońce, ciepło, lekki wiatr, chciałem chwilę pospacerować i nacieszyć się miejscem.
Coś zwróciło moją uwagę, piasek pod moimi stopami poruszył się i znieruchomiał. Ale nic tam nie było, tylko piach, który znów się poruszył i przesunął – zaintrygował mnie i po raz kolejny to samo. Patrzyłem już uważnie wyjąłem telefon kucnąłem i czekałem.
Nie musiałem czekać długo, osiem cienkich, cętkowanych nóg szybko poruszało się po żółtych ziarnkach, osiem niemal identycznie jak podłoże ubarwionych nóg. Pająk, duży pająk, tu na rozległej piaszczystej plaży, tak blisko wody. Przypadek?, czy jest gościem przyniesionym przez wiatr a może dotarł na kłodzie niesionej wodą?. Trudno sobie wyobrazić pająka w tak zmiennym, nietrwałym środowisku, gdzie za kilka godzin tu gdzie stałem i patrzyłem na niego może być metr wody.
A jednak, „Wymyk Szary” bo tak nazywa się obiekt mojego zainteresowania, żyje w takich właśnie miejscach. Piaszczyste plaże i rzeczne łachy są jego domem, w piasku kopie norki wyścielone pajęczą nicią, a gdy jest wezbranie i woda wznosi się nad jego domkiem spokojnie czeka w swym pajęczynowym bąblu powietrza, pod powierzchnią zalanej plaży.
Innego rzecznego cudaka o ośmiu nogach obserwowałem nad inną rzeką jak siedząc na zwisającym nad wodą liściu, czatował. Duży pająk „Bagnik przybrzeżny”, czatując nad wodą czeka na swe ofiary, by skoczyć za nimi w toń wody. Potrafi pływać i nurkować, potrafi upolować nawet małą rybkę – ot taki pająk „rybołów”.
Środkowa Wisła, ostatnia „dzika”, duża rzeka Europy, jeden z naszych cudów przyrody, miejsce piękne, urzekające ale nieprzewidywalne, zmienne, niestałe. W miejscu w którym jako dziecko kąpałem się, dziś rośnie las łęgowy a porośnięta wierzbami i topolami wyspa, którą jeszcze cztery lata temu opływałem znikła. Nic tu nie jest stałe ani pewne.
Każdy z nas kto już choć kilka lat pływa, wie o tym dobrze, nie da się pływać na pamięć, każde wezbranie przesuwa piaszczyste łachy, każda przykosa wędruje, każda niżówka zmienia układ dna. Przepływając to samo miejsce w dwutygodniowych odstępach, można być mocno zdziwionym zmianami jakie tu zaszły.
Ale my, my jesteśmy tu gośćmi, raz na jakiś czas, gdy możemy, gdy pozwala nam na to sytuacja rodzinna, praca, czy coś innego siadamy do naszych łodzi i cieszymy się nurtem rzeki, widokami: brzegów, wyspami, piaszczystymi łachami. Rozbijamy namioty, robimy pikniki i cieszymy się swoim towarzystwem. Ale nie zmienia to faktu że jesteśmy tu dalej tylko gośćmi, gośćmi w ekosystemie rzeki i korytarzu ekologicznym, który tworzy wraz z otoczającymi zbiorowiskami roślinnymi. My odpłyniemy do naszych przystani a rzeczne życie pozostanie i będzie toczyło się dalej swoim rytmem, swoim, jeżeli my na to pozwolimy.
Jest maj, tak gdzieś druga połowa, piękna pogoda na niebie ani jednej chmurki, upał blisko 30 stopni, piękna wyspa, żółty, lśniący rozgrzany słońcem piach, na jedynej kępie wikliny nie drgnie listek – wiatr zero. A pęcherz ciśnie, a może nawet nie, ale jak tu nie zatrzymać się na takiej wyspie i nie rozprostować nóg.
Gorący piasek parzy w stopy, nie da się chodzić boso – znacie to, oj znacie, kto z nas tego nie zna, czekamy na te chwile całą zimę, czekamy by cieszyć się naszą ukochaną „Dziką Wisłą”.
A nad naszymi głowami hałaśliwie unosi się stado ptaków latających tam i z powrotem, możemy się im przyjrzeć z bliska, tylko kilkanaście minut o najwyżej pół godziny i czas płynąć dalej. Oj jaka ta nasza Wisła piękna i ile jest tu pięknych ptaków.
Idioto właśnie zniszczyłeś całoroczny wysiłek całej kolonii, ptaki które krążyły nad Twoją głową, przez cały rok przygotowały się do tego by wydać potomstwo, by przedłużyć gatunek. By spełnić swoją powinność, to co nakazuje im instynkt. Czy zauważyłeś że w małych dołkach w piachu leżały małe nakrapiane jajeczka, tak podobne do podłoża że trudno było je zauważyć.
A rodzice wysiadujący je tak naprawdę w takie dni nie grzeją ich, tylko chronią swoimi ciałami od żaru słońca, od nagrzanego piachu i te pół godziny, kilkanaście minut wystarczyło by je „usmażyć” w tym upale – przecież ciebie w stopy piach też parzył.
A mówisz, że w „dzikiej się kochasz Wiśle”.
Nocą zaś, gdy biwakowałeś, paliłeś ognisko ptaki bały się siąść na gniazdach i jaja wychładzały się.
W połowie lipca 2021 r. zapłynąłem na znaną i lubianą „Napędzanym” wyspę, powyżej Tarnobrzega, miejsce fajne, blisko „przystani” TKKF, jest trochę plaży, jest wzniesienie z kępą wiklin, jest już spokój i cisza. Wyspa jest tak położona że kusi wszystkich przepływających zarówno kajakarzy jak i wędkarzy i motorowodniaków.
Siedząc na brzegu zauważyłem biegające pisklęta, nie musiałem zastanawiać się co to za gatunek gdyż już po chwili zauważyłem rodziców i tu była dla mnie niespodzianka – ostrygojady. W pełni zdawałem sobie sprawę z wielkiej rzadkości tego gatunku, a tu tak blisko mojego miasta gnieżdżą się i wyprowadzają legi. (Niestety zdjęcia z telefonu okazały się na tyle słabe że nie nadają się do publikacji).
https://www.medianauka.pl/ostrygojad-zwyczajny
I wszystko było by pięknie gdyby nie to że kilkanaście metrów dalej na piasku znalazłem gniazda a w każdym po 2 lub 3 jajeczka, po rodzicach nie było śladu. Widać było że cała kolonia już od dawna była porzucona, a przypominam była połowa lipca czyli czas gdy pisklęta dorastają i kolonie pustoszeją.
Coś doprowadziło do tego że gniazda zostały porzucone, gdyby w koloni pojawił się drapieżnik: norka, lis, jenot to jaja zostałyby zjedzone, wezbranie wody zmyło by je, jako podejrzany pozostał tylko człowiek. Może wędkarz, może kajakarz lub ktoś na motorówce a może … . A może ten ktoś zapłynął na chwilę i cieszył się mnóstwem ptaków krążących w powietrzu i nie był tam długo kilkanaście minut, pół godziny po czym odpłynął.
A pamiętajmy że tu na kochanej przez nas Wiśle znajdują się ostatnie w Europie miejsca rozrodu niektórych już bardzo rzadkich i zagrożonych gatunków, a przy kapryśności tej rzeki, nie co roku udaje im się wyprowadzić lęgi.
Gdy zimą przeglądałem zdjęcia i wspominałem miniony sezon, zastanawiałem się czy w tym roku znów będę miał okazję zobaczyć ostrygojady. Doczytałem się że Polska populacja szacowana jest na 14 do 34 par lęgowych (w zależności od źródła).
I gdy 10 kwietnia stęskniony pływania, wracałem z pierwszego tegorocznego rejsiku, 500 m poniżej mostu drogowego w Sandomierzu, dostrzegłem nie jednego lecz 8 ptaków – ostrygojadów.
Kierowały się w górę, może ku tej znanej nam wyspie?.
Koleżanki i koledzy którzy „w dzikiej kochacie się Wiśle”, mamy maj na rozległych wiślanych piaszczystych łachach, w małych dołkach, leżą małe nakrapiane jajeczka. W norkach pod powierzchnią rozgrzanego piasku siedzi „Wymyk szary”, wzdłuż klifu przelatuje mieniący się barwami zimorodek, zaś jaskółki brzegówki latając tam i z powrotem śpieszą się by odchować potomstwo zanim podmyty wodą klif runie w nurt.
Czy to my mieniący się ludźmi rzeki, flisakami jej znawcami, i miłośnikami w swej konsekwencji nie powinniśmy jako pierwsi czuć się odpowiedzialni za ten tak delikatny i wrażliwy ekosystem. Wykorzystać znajomość rzek, by roztoczyć opieką znane nam miejsca.
Pomyślcie o tym !!!, zanim przybijecie do brzegu wyspy na której gnieżdżą się ptaki, pozostawmy te miejsca w spokoju do połowy lipca, kiedy to kolonie pustoszeją. Pozostawmy by w kolejnych latach móc mówić “piękna i dzika jest ta nasza Wisła”.
p.s.
Już po umieszczeniu tego materiału na serwerze, popłynąłem zobaczyć jak wygląda sytuacja na wyspie powyżej Annopola 295 km. Niestety wyglądało, że tylko kilka gniazd mewy pozostało z całej licznej koloni: rybitw, siewek i mew. Dobrą wieścią natomiast jest to, że dojrzałem parę ostrygojadów, a wracając natrafiłem na nową dla mnie kolonię rybitw powyżej Zawichostu.
Marek Bażant.
fot. autor.