Nasze drewniane łódeczki jeszcze zimują na brzegu, ale Napędzani już pływają 🙂

W ostatnią niedzielę marca odbyła się spontaniczna wyprawa pontonowa na trasie Połaniec – Koćmierzów.

Około południa Grzesiek (Korona) z Karolą, Amelką (córki) i Ernestem (Grzegorczykiem), wypłynęli z Połańca, natomiast ja i Gniewko postanowiliśmy wypłynąć im na przeciw naszym małym, dzielnym kajako-pontonem. Planowaliśmy spotkać się w okolicach Baranowa, ale wiało tak okrutnie (nawet ja ubrałam kapok ;)) i w twarz, że zniechęceni i zmarznięci postanowiliśmy zaczekać na Grześka i jego załogę na bardzo fajnej plaży jakieś dwa kilometry za mostem w Nagnajowie. Drewna było co nie miara, więc żeby się nieco rozgrzać zapaliliśmy ognisko, schowawszy się przed wiatrem za wydmą. Wkrótce zrobiło się cieplej a kiedy paręnaście minut później dopłynął do nas ponton “Korona”, zrobiło się naprawdę fajnie i wesoło.

Związaliśmy nasze gumowe łodzie i przy dźwiękach szant ruszyliśmy w stronę Wyspy Tarnobrzeg, zwanej też czasem Wyspą Poległych.

Z prądem i z wiatrem płynęło się dużo przyjemniej.

Na rzeczonej wyspie znów zasiedliśmy przy ogniu. Kiełbasa z kimchi smakowała wybornie. Żal było wracać, ale padające coraz bardziej z ukosa słoneczne promienie przypominały że nadchodzi czas rozstania. W blasku zachodzącego słońca ponton “Korona” odpłynął w stronę Koćmierzowa a my, odprowadziwszy go uprzednio kawałek, dobiliśmy do macierzystej Przystani TKKF. Było super.

Ja już nie mogę się doczekać następnej wyprawy, kiedy tylko aura przestanie kaprysić.

Tekst i Foto. Marta Lipowska