Szkutnia, która wyrosła z tradycji.
Były czasy, gdy przewiezienie towaru z jednego miasta do innego miasta wymagało wozu zaprzężonego w konie, które mozolnie i powoli wiozły go leśnymi i polnymi traktami, nierzadko pokonując rozmiękłe i podmokłe dukty. Wozy mieściły niewiele towaru, a konie były drogie i trzeba było je karmić w drodze.
Alternatywą były rzeki, gdzie na szkucie czy galarze można było zmieścić kilkadziesiąt ton towaru (to tyle, co nawet kilkadziesiąt wozów) i w ciągu dwóch tygodni przebyć całą Polskę. Rzeki pełniły rolę szlaków komunikacyjnych łączących centrum kraju z portami. Pozwalały rozwijać się i bogacić rejonom w głębi kraju. Ich znaczenie spadało jednak wraz z rozwojem kolejnictwa i motoryzacji.
Lecz w tamtym czasie, by sprostać zapotrzebowaniu na transport rzeczny, flisak i szkutnik były profesjami powszechnymi i cenionymi. Z zanikiem tradycyjnego transportu wodnego odchodził w niebyt również zawód flisaka i szkutnika. Powoli stal i laminat zdominowały wodę.
Z nurtem Wisły pozostało zaledwie kilku szkutników: Witowski, Wichman, Szczęsny, Tabaka czy Pokora: jak ostańce w górach tkwiące, tak oni przetrwali, kultywując dawne rzemiosło.
Dekady fascynacji laminatem wciąż trwają, lecz wyzwanie „Ostatniego rzecznego cudu natury – Środkowej Wisły” i doznania jakie daje, sprawiły że tradycyjne drewniane łodzie – jedyne w pełni radzące sobie w tym wymagającym i trudnym środowisku, zaczęły wracać. Zainteresowanie nimi zaczęło rosnąć.
W lutym 2019 r. kilku „nawiedzonych wariatów z nowo powstałej grupy Napędzanych Wisłą” zdecydowało się na organizację warsztatów szkutniczych. Idea, która im przyświecała – to nie ważne czy będzie pływało czy zatonie, ważne by to zrobić. Z perspektywy czasu, sukcesem nie było zbudowanie łodzi, nie było to, że pływała i pływa. Największym i nieplanowanym sukcesem stało się wykreowanie dwóch nowych wiślanych szkutników.
Józek i Jurek, dwóch naszych kolegów, a jednocześnie miłośników drewna i stolarstwa, (ponadto Józek mający doświadczenie wodniackie) zaczęło budować tradycyjne wiślane pychówki.
Dwóch perfekcjonistów, z pasją dopieszczających każdy szczegół, obsesyjnie szukających tego, co by tu ulepszyć. A jednocześnie pływających, praktyków w realu sprawdzających swe rozwiązania.
Szkutnia „Sokolniki”, zlokalizowana na posesji Jurka, wypuściła już całą serię łodzi: „Ślicznotka”, „Drzazga”, „Marceli”, „Wena” i kolejne, to ich dzieła. Nasi szkutnicy tworzą łodzie według tradycyjnych zasad, ale z uwzględnieniem współczesnej specyfiki.
Dziś sandomierscy Napędzani nie muszą szukać wzdłuż biegu Wisły szkutników, aby zbudować sobie łódź. Dzięki Józkowi i Jurkowi to Sandomierz ma szanse być ważnym punktem szkutniczym na mapie Polski. Miejscem, gdzie powstają jednostki dla wszystkich naszych rzek.
![](https://napedzani-wisla.pl/wp-content/uploads/2021/12/szkutnia-01.jpg)
![](https://napedzani-wisla.pl/wp-content/uploads/2021/12/szkutnia-02.jpg)
![](https://napedzani-wisla.pl/wp-content/uploads/2021/12/szkutnia-03.jpg)
![](https://napedzani-wisla.pl/wp-content/uploads/2021/12/szkutnia-04.jpg)
![](https://napedzani-wisla.pl/wp-content/uploads/2021/12/szkutnia-05.jpg)
![](https://napedzani-wisla.pl/wp-content/uploads/2021/12/szkutnia-06.jpg)