Autor tekstu: Kazimierz Bąk, Mieszkaniec Górek koło Mielca, urodzony i wychowany nad Wisłą. Flisak, szkutnik, pszczelarz, budowniczy tradycyjnych łodzi drewnianych. Twórca wspaniałych miodów pitnych.

“Fascynacja Wisłą”

Tytułem wstępu: Po moim wystąpieniu w Baranowie Sandomierskim, sympatycznych komentarzach oraz zainteresowaniu tematyką, powstał pomysł aby podzielić się wspomnieniami i doświadczeniami w budowie czółen jednopiennych zwanych potocznie dłubankami, również w formie pisemnej na naszej stronie internetowej “Napędzanych Wisłą “.

Podzielimy tą opowieść na kilka odcinków, przeplatanych zdjęciami, bo tak będzie bardziej przyswajalna jak sądzę.

“F a s c y n a c j a  W i s ł ą”.  Już jako dziecko chłonąłem wiślane klimaty i widoki: rybacy i wiślani przewoźnicy “chodzący” wzdłuż i wszerz rzeki na drewnianych pychówkach, piaskarze, barki, holowniki utykające na mieliznach, plaże, ptactwo i całe bogactwo dzikiej przyrody przybrzeżnych łęgów, zwanych u nas kępą. Młodość to Kraków, nauka (zostałem hydrogeologiem), kolejno rodzina, zarabianie na życie, przez wiele lat również w Krakowie i tak aż do emerytury. Dopiero wtedy można było zrealizować dziecięce marzenia o własnej drewnianej łodzi i wypłynięciu nią na rzekę.

Z takich marzeń około piętnaście lat temu zbudowałem moją pierwszą pychówkę, wąską o niewysokich burtach, aby łatwo szła nie tylko z prądem ale też w górę rzeki, bo tak wyłącznie na “pychowym” wiośle na stojąco wypływało się kiedyś nawet kilka ładnych kilometrów na łowisko.

Przyszedł czas na realizację marzeń.

Wiedziałem z racji wyuczonego zawodu, jak również z archeologii, że najstarszymi “sprzętami” jakimi człowiek pływał na tej planecie były łodzie z wydrążonych pni drzew a na moim własnym gruncie nad Wisłą rosły potężne topole. Skojarzenie było jednoznaczne, trzeba zbudować prawdziwą dłubankę. Jak postanowił tak uczynił i taka potężna kłoda 10 m długa, 130 cm średnicy, nie bez problemów znalazła się na moim podwórku ku całkowitemu zaskoczeniu małżonki, która dowiedziawszy się, że z tej nieforemnej kłody zrobię łódź prawie zwątpiła w moją umysłową poczytalność chociaż trochę moich ekstrawaganckich pomysłów już przeżyła.

Belfegor, jeszcze bez zębów i kapelusza. Imię łodzi nawiązuję do “Upiora z Opery”
Ten sam Belfegor, ale współczesny.

Racjonalnym było aby przed przystąpieniem do obrabiania tej kłody widzieć prawdziwe oryginalne czółno i mieć go na wzór. Rozpuściłem prasowe wici, po Polsce że kupię taki sprzęt i o dziwo znalazły się dwa egzemplarze tak na oko około pięciometrowe, jeden nad samym Bugiem na Podlasiu a drugi trochę bliżej.

dłubanka z 1911 roku
Z Bugu nad San.

Oczywiście nie zwlekając i nie targując się dokonałem zakupu. Najfajniejsze okazało się później, ponieważ jedna łódeczka miała prawie 100 lat a druga z okresu międzywojennego. Poczułem się wtedy prawdziwym armatorem rzecznym i pełen zapału i twórczej weny przystąpiłem do realizacji życiowego dzieła to jest wykonania prawdziwej dłubanki z nadwiślańskiej topoli a w międzyczasie gdy po wielogodzinnym rąbaniu “ciosłem” i  siekierą ręce omdlewały, dopieszczałem i konserwowałem moje cenne nabytki. Pół roku  w przysłowiowym pocie czoła walczyłem z tą kłodą. Wyrąbałem dwie przyczepy trocin wiórów i zrzynek i tak powstawał dzisiejszy BELFEGOR , kosztem potu, odcisków i sporego gąsiora wina którym dodawałem sobie sił i determinacji w chwilach zwątpienia.

Przyszedł czas na kolejne projekty ale o nich w kolejnych częściach.

Wierzcie mi nie było łatwo przy mojej ledwo ponad sześćdziesięciokilogramowej posturze, ale po tym doświadczeniu wiem, że tu  potęga ducha się liczy głównie.

Kazimierz Bąk

Fot. początkowa Andrzej Łada

Pozostałe fotografie ze zbiorów autora.

cdn.