2 maja, niedziela i „Święto Flagi Rzeczypospolitej Polskiej” – naszej Biało – Czerwonej. I gdzieś na środku Wisły między Sandomierzem a Tarnobrzegiem, spotkały się 4 drewniane łodzie: Wawrzyniec i Marceli – obie z Sandomierza oraz Adyga i Wena – te z Tarnobrzega. Natomiast inna, Korona, nasz sandomierski byk, z decyzją godną tytana, zdecydowanie chciał dopłynąć do Baranowa Sandomierskiego, by uczestniczyć w uroczystościach z okazji dnia 3 Maja. Ale aura, że „psa by z budy nie wypędził”, wiatr z prędkością blisko 60 km/h, co chwilę deszcz, w pewnym momencie uderzenie burzy i ulewa tak silna, że tworzy na Wiśle białą ścianę. Warunki ekstremalne, ale nastroje nas uczestników – aż pozazdrościć, (tylko psiak wciśnięty na dnie łódki miał pewne wątpliwości, co do optymizmu tych kilku, zgromadzonych tam osób). Ale jak nie miało być nam miło, gdy łopotały nam nasze biało-czerwone flagi, a w wśród nich największa, jaką kolega Jakub umieścił na maszcie swej łodzi.

Niestety pogoda – wiatr i deszcz – pokonała nawet Grzegorza, który mimo swej determinacji, dotarł swym bykiem tylko w rejon mostu w Nagnajowie i obawiając się, że wiatr przewróci jego łódź, zawrócił do portu.

W tym miejscu przepraszamy przyjaciół z Baranowa Sandomierskiego, którzy włożyli mnóstwo pracy, by ten dzień i to nasze spotkanie uczynić wyjątkowym, mając nadzieję, że wybaczą nam tę naszą absencję – woreczki ze zbożem odbierzemy i przekażemy dalej w kierunku Gdańska.

Zmoknięci i zmarznięci nie straciliśmy dobrego samopoczucia i już następnego dnia, w 230. rocznicę Konstytucji 3 Maja, znów odpaliliśmy silniki naszych łodzi i małą eskadrą 6 drewniaków popłynęliśmy tym razem w przeciwnym kierunku, do Zawichostu. Pogoda była dla nas bardziej przyjazna i choć wiatr był jeszcze silny, to pojawiało się słońce i nie padało.

„Święto Flagi”, święto Biało-Czerwonej. Ale skąd ta czerwień na niej i co ona oznacza?. Czerwień na naszej fladze jest już od kilkuset lat. Czerwień to bogactwo i dobrobyt, to nasza wielkość.

Skąd? Otóż nasi dawni flisacy płynąc z towarami do Gdańska, wieźli różne towary. Ale cztery z nich były najważniejsze: zboże, sól, drewno i, właśnie, kto wie, co było czwarte, niezwykle wartościowe?

Dlaczego ten kolor zwie się czerwienią? Dlaczego 6 miesiąc roku to czerwiec, dlaczego na fladze była czerwień – czerw…, jeden rdzeń słowny.

Dobrze, dam odpowiedź. Polska bogaciła się i znana była z eksportu barwnika, barwiącego płótno w barwę naszej flagi. Barwnik ten pozyskiwano z czerwi, czyli larw owada – czerwca polskiego, żyjącego na korzeniach rośliny czerwca trwałego. Zbiór odbywał się w 6 miesiącu roku, stąd nazwa czerwiec – (by nie pominąć czasu zbioru), stąd też nazwa barwy, którą można było uzyskać tylko dzięki temu barwnikowi.

Czerwień na fladze była oznaką: bogactwa, dobrobytu i potęgi, jaką nasze państwo miało w owym czasie, – między innymi, dzięki temu już bardzo rzadkiemu dziś robaczkowi. A flisacy byli tymi, którzy to dobro wieźli do Gdańska.

Biało-Czerwona niechaj dalej nam łopoce, niech będzie symbolem i wartością, niech przypomina o chwale i potędze naszego kraju.

Uroczystości w Baranowie Sandomierskim, na które niestety nie dopłynęliśmy.
Największa flaga tego dnia – kolegi Jakuba.
Pod biało – czerwoną.
Razem na środku Wisły.